W momencie konfliktu i idących za nim emocji (zazwyczaj negatywnych), niektórzy z nas mają tendencję do zwrócenia się o poparcie osób trzecich, pozornie niezwiązanych z osią konfliktu. Trudno nam samym wziąć wówczas odpowiedzialność za własne działania, czy zdarzenia które są naszym udziałem, nie czujemy się na tyle pewnie/bezpiecznie, by spróbować samodzielnie rozwiązać konflikt. Pojawia się pokusa, którą tutaj nazwę wprost, aczkolwiek w nieco przerysowany sposób: „wykorzystajmy kogoś, kto jest tak samo ważny dla mnie, jak i dla drugiej strony konfliktu, aby w tym konflikcie pośredniczył, a ewentualnie stanął na pierwszej linii strzału”. Pokusa jest nieświadoma, działanie idące za nią niejednokrotnie również. Skutki niestety dość mocno odczuwalne. Świadomie lub nie. Co więcej, część z nas nie poprzestanie na szukaniu zwolenników, ale postanowi ów konflikt przekierować i „załatwić sprawę” przy wyłącznej pomocy osoby trzeciej, bez swojego osobistego udziału (patrz: „powiedz Mamie (…)”, „ja już nie mam do niego siły, synku zrób coś ”). I tu zaczyna się prawdziwy dramat. Niekoniecznie w trzech aktach.