(2)
ochani,Jesień zła do podróży,Wiatry, słoty i deszcze.Wszak czekaliście dłużej,Czekajcie trochę jeszcze”.
Czekają. Przeszła zima,Brata nie ma i nie ma.Czekają; myślą sobie:Może powróci z wiosną?A on już leży w grobie,A nad nim kwiatki rosną,A rosną tak wysoko,Jak on leży głęboko.I wiosnę przeczekali,I już nie jadą dalej.
Do smaku im gospoda,Bo gospodyni młoda;Że chcą jechać, udają,A tymczasem czekają;Czekają aż do lata,Zapominają brata.Do smaku im gospodaI gospodyni młoda.Jak dwaj u niej gościli,Tak ją dwaj polubili.Obu nadzieja łechce,Obadwaj zjęci trwogą,Żyć bez niej żaden nie chce,Żyć z nią obaj nie mogą.Wreszcie na jedno zdani,Idą razem do pani.
„Słuchaj, pani bratowo,Przyjm dobrze nasze słowo.My tu próżno siedzimy,Brata nie zobaczymy.Ty jeszcze jesteś młoda,Młodości twojej szkoda.Nie wiąż dla siebie świata,Wybierz brata za brata”.
To rzekli i stanęli,Gniew ich i zazdrość piecze,Ten, to ów okiem strzeli,Ten, to ów słówko rzecze;Usta sine przycięli,W ręku ściskają miecze.Pani ich widzi w gniewie,Co mówić, sama nie wie.Prosi o chwilkę czasu,Bieży zaraz do lasu.Bieży w dół do strumyka,Gdzie stary rośnie buk,Do chatki pustelnika,Stuk stuk, stuk stuk!Całą mu rzecz wykłada,Pyta się, co za rada?
„Ach, jak pogodzić braci?Chcą mojej ręki oba?Ten i ten się podoba:Lecz kto weźmie? kto straci?Ja mam maleńkie dziatki,I wioski, i dostatki,Dostatek się zmitręża,Gdy zostałam bez męża.Lecz, ach! nie dla mnie szczęście!Nie dla mnie już zamęście!Boża nade mną kara,Ściga mnie nocna mara,Zaledwie przymknę oczy,Traf, traf, klamka odskoczy;Budzę się, widzę, słyszę,Jak idzie i jak dysze,Jak dysze i jak tupa,Ach, widzę, słyszę trupa!Skrzyp, skrzyp, i już nad łożemSkrwawionym sięga nożem,I iskry z gęby sypie,I ciągnie mię, i szczypie.Ach, dosyć, dosyć strachu,Nie siedzieć mnie w tym gmachu,Nie dla mnie świat i szczęście,Nie dla mnie już zamęście!”
”Córko – rzecze jej stary –Nie masz zbrodni bez kary.Lecz jeśli szczera skrucha,Zbrodniarzów Pan Bóg słucha.Znam ja tajnie wyroku,Miłą ci rzecz obwieszczę;Choć mąż zginął od roku,Ja go wskrzeszę dziś jeszcze”.
„Co, co? jak, jak? mój ojcze!Nie czas już, ach, nie czas!To żelazo zabojczeNa wieki dzieli nas!Ach, znam, żem warta kary,I zniosę wszelkie kary,Byle się pozbyć mary.Zrzekę się mego zbioruI pójdę do klasztoru,I pójdę w ciemny las.Nie, nie wskrzeszaj, mój ojcze!Nie czas już, ach, nie czas,To żelazo zabojczeNa wieki dzieli nas!”
Starzec westchnął głębokoI łzami zalał oko,Oblicze skrył w zasłonie,Drżące załamał dłonie.„Idź za mąż, póki pora,Nie lękaj się upiora.Martwy się nie ocuci,Twarda wieczności brama;I mąż twój nie powróci,Chyba zawołasz sama”.
„Lecz jak pogodzić braci?Kto weźmie, a kto straci?” –”Najlepsza będzie drogaZdać się na los i Boga.Niechajże z ranną rosąPójdą i kwiecie zniosą.Niech każdy weźmie kwiecieI wianek tobie splecie,I niechaj doda znaki,Żeby poznać, czyj jaki,I pójdzie w kościoł boży,I na ołtarzu złoży.Czyj pierwszy weźmiesz wianek,Ten mąż twój, ten kochanek”.
Pani z przestrogi rada,Już do małżeństwa skora,Nie boi się upiora;Bo w myśli swej układaNigdy w żadnej potrzebieNie wołać go do siebie.I z tych układów rada,Jak wpadła, tak wypada.Bieży prosto do domuNic nie mówiąc nikomu.Bieży przez łąki, przez gaje,I bieży. i staje,I staje, i myśli, i słucha:Zda się, że ją ktoś goniI że coś szepce do niej,Wokoło ciemność głucha;
„To ja, twój mąż, twój mąż!”I staje, i myśli, i słucha,Słucha, zrywa się, bieży,Włos się na głowie jeży,W tył obejrzeć się lęka,Coś wciąż po krzakach stęka,Echo powtarza wciąż:”To ja, twój mąż, twój mąż!”
Lecz zbliża się niedziela.Zbliża się czas wesela.Zaledwie słońce wsch